niedziela, 24 sierpnia 2008

Coz, te notke musze pisac bez polskich znakow graficznych, ale w najblizszym czasie to tez da sie naprawic. [ nie wiedziałam że to takie proste, ale doszłam do tego sama]

No i muszę wrocić ( czy raczej zaczać?) do pisania ´sekretnego pamiętnika sieciowego´, tyle ze wcale nie sekretnego, bo wystarczy mieć internet żeby go przeczytac, i wcale nie pamiętnika, bo już nawet nie wiem jak to się robi, chociaż, co prawda, uprawiałam to hobby przez kilka dobrych lat. Właściwie to nie był wcale pamiętnik, tylko ´przemyślnik´. Może gdybym kontynuowała prowadzenie tego zapisadła, to wykrystalizowałby się z tego jakiś system filozoficzny albo, w najgorszym wypadku, choroba psychiczna, więc cięszę się, że nie doszło ani do pierwszego, ani do drugiego.

Kilka dni temu leciałam samolotem z Kowna do Frankfurtu, a poźniej z Frankfurtu do Santiago. Jak zwykle byłam bardzo spokojna, przez większą część lotu spałam, bo lecieliśmy nocą ( w dzień prawdopodobnie też bym spała). Ślepo wierzę w Ryanair, jak głupie dziecko, ale w ten sposób przynajmniej nie giną moje cenne komórki nerwowe.

Na szczęście nie wiedzielismy o tym, że dzień przed naszym lotem w Madrycie rozbił się samolot Spanair. Zgineły 152 osoby. W Hiszpanii przez cały tydzień mówiono o tej katastroficznej katastrofie, aż wkrótce wydarzenie to stanie się rocznicą narodową itd. Oczywiście, taka katastrofa w Europie to niecodzienne wydarzenie, ale przecież codziennie na świecie giną tysiące ludzi w rożnego rodzaju katastrofach.

Kiedy pojawił się telefon i internet, wydawało się ( nie mnie oczywiście, tylko Większym Głowom) , że w telewizji i gazetach coraz więcej miejsca będą zajmowały wieści ze świata. Wydaje się jednak, ze nastąpił jakiś ´odwrót´ i stopniowo coraz więcej mówi się o sprawach lokalnych, które w wiadomościach zajmują ponad 80 %. Pisal o tym m.in. Kapuscinski w Lapidariach.

Z jednej strony zainteresowanie i skupienie sie na sprawach lokalnych jest naturalne i bardzo pozytywne, a z drugiej pokazuje nam, że ludzie nie potrzebują informacji o tym, co dzieje się gdzieś daleko, bo to nie dotyczy ich bezpośrednio i ich wcale nie porusza. Jesteśmy wrażliwi tylko na ból własnych rodzin, dzieci, przyjaciół, czy kotow i psów, i całkowicie obojętni na ból ludzi, z którymi nie mamy nic do czynienia.

Żeby ludzie zaczęli zmieniać coś w swoim życiu, na szerszą skalę potrzebny jest lodowiec albo poważne trzęsienie ziemi, a nie jakieś ostrzeżenia ekologów, zielonych , proboszcza czy Dalajlamy. Czy moje.

Brak komentarzy: